prof. Władysław Tatarkiewicz

 

ETYCZNE PODSTAWY REWINDYKACJI

I ODSZKODOWAŃ [1]

(1945 r.)

 

I  

     Jeszcze nie były uprzątnięte reszty ruin ze zbombar­dowanej Warszawy, gdy w październiku 1939 r. wła­dze niemieckie przystąpiły do niszczenia i wywożenia tego, co w mieście z dobytku kulturalnego zostało. Nie tylko wywożono cenniejsze przedmioty muzeów, ale zabierano byle jakie mikroskopy z pracowni Politech­niki i małe księgozbiory z seminariów Uniwersytetu. Niemca, profesora jednego z uniwersytetów Rzeszy, który jako przedstawiciel władz zabierał zbiory war­szawskie (nazwisko jego było Petersen i był profeso­rem prehistorii w Uniwersytecie w Rostock), zapytał wówczas Polak, który mu je musiał wydawać, dlacze­go wszystkie te rzeczy zabiera, i kiedy Rzesza posiada niezliczoną ilość takich samych i lepszych. ,,Posiada - odpowiedział tamten - ale po co mają tu zosta­wać, kiedy przecież  w  Warszawie  szkół wyższych już nigdy nie będzie". W tej Warszawie, która w owym 1939 roku liczyła znacznie więcej niż 20 tysięcy słuchaczów szkół wyższych. Odtąd zaś, ani książki, ani mikroskopy, ani jakiekolwiek zbiory nie miały w niej być potrzebne. Gdy zaś ów niemiecki profesor wyraził zdziwienie, że Polak niechętnie wydaje mu zbiory, ten mu powiedział: „Niech pan postawi się w naszą sytuację i pomyśli, że to Niemcy przegrały wojnę i zwycięzcy zabierają im ich warsztaty pracy naukowej". „To jest niemożliwe - odparł Niemiec - to się nigdy stać nie może".

 

W tych jego słowach znalazła wyraz podstawa postępo­wania niemieckiego: przekonanie o swej sile i wynika­jącej z niej bezkarności. Mając to przekonanie, niszczy­li z całą bezwzględnością, planowo i systematycznie polskie mienie kulturalne. Rozpoczęli to dzieło znisz­czenia od pierwszego dnia okupacji i nie przerwali go do końca.

 

   1. Wszystkie wyższe uczelnie w całej Rzeczypospoli­tej Polskiej od początku okupacji zostały zamknięte, a majątek ich zabrany. A nawet nie były zamknięte, lecz zignorowane, potraktowane jak gdyby nigdy nie ist­niały. Profesorowie ich nie byli nawet zawiadomieni, że są złożeni z urzędu. Ty1ko w Krakowie zostali za­proszeni na odczyt niemiecki, a gdy się nań zebrali, zostali zaaresztowani i wywiezieni do obozu karnego w Rzeszy.

 

  2. Zamknięte zostały od chwili wejścia Niemców do Polski także wszystkie szkoły średnie ogólnokształcą­ce, tak iż została w kraju jedynie pewna ilość szkół za­wodowych. I nie zostały otwarte aż do końca okupacji. Gmachy szkół zostały zajęte na cele niemieckie, np. wzorowa szkoła im. Batorego w Warszawie na gimna­zjum niemieckie, a jej pracownie przyrodnicze wywie­zione do Rzeszy. Przez pięć i pół lat kraj został bez szkół średnich, tak samo jak bez szkół wyższych.

 

   3. Zamknięte zostały wszystkie stowarzyszenia i or­ganizacje naukowe, ich majątek zaś został skonfisko­wany. W szczególności została zamknięta Polska Aka­demia Umiejętności, sprzęty z jej siedziby wywieziono, gmach jej przemieniono ma czytelnię dla Niemców.

 

  4. Zostały dla Polaków zamknięte wszystkie biblio­teki publiczne. Dostępne pozostały tylko dla Niemców, a częściowo zostały przekształcone na czysto niemie­ckie. Książki z bibliotek publicznych i prywatnych za częły władze niemieckie przerzucać z jednej do drugiej. A wynikiem tych przemieszczeń było, że niemal wszy­stko, co Warszawa miała cenniejszego – 300 000 naj­starszych druków polskich i 40 000 rękopisów zo­stało zgromadzone przez Niemców w jednej bibliotece i - wszystko to Niemcy, wychodząc w 1944 r. razem spalili. A dodać należy jeszcze, że wszystkie większe księgarnie w całej Polsce zostały wywłaszczone przez Niemców i przekształcone na „Deutsche Buchhandlun­gen". W tych zaś, które pozostały, zostały w 1940 r. skonfiskowane książki angielskie i francuskie, a w 1942 r. również i rosyjskie. W językach tych Polakom nie wolno było czytać (jeśli pominąć francuską prasę okupacyjną).

 

   5. Wszystkie archiwa w Kraju zostały od pierwszego dnia okupacji uniedostępnione dla Polaków. Część ich została od razu wywieziona do Rzeszy. Z tych zaś, któ­re zostały pozostawione w kraju, najważniejsze Niemcy wychodząc zniszczyli. W szczególności spalili całe Ar­chiwum Akt Nowych, tj. archiwum władz centralnych Rzeczypospolitej Polskiej z lat 1918-39. A tak samo Archiwum Główne, zawierające akta władz central­nych dawniejszych czasów. W ten sposób Niemcy o­siągnęli, że archiwa centralne całego kraju przestały prawie istnieć.

 

   6. Uniemożliwiona została na czas okupacji publika­cja jakiejkolwiek książki zarówno z zakresu nauki, jak i z zakresu literatury. Zamknięte zostały wszystkie cza­sopisma naukowe, literackie, codzienne, nie mówiąc o politycznych. Ukazywały się jedynie te, które wyda­wały same władze niemieckie, a były to pisemka na najniższym poziomie i usiłujące każdym słowem za­truć umysły polskich czytelników.

 

   7. Zamknięte też zostały wszystkie muzea i wystawy sztuki. Z Muzeum Narodowego w Krakowie zro­biono kasyno niemieckie, z Muzeum Narodowego w Warszawie - magazyn dla SS-ów, z jednego gmachu wystawowego w Warszawie - ,”Haus Deutscher Kul­tur”, z drugiego - jadłodajnię żołnierską. Zbiory czę­ściowo stłoczono w magazynach, uniemożliwiając ich konserwację, częściowo wywieziono. Z Muzeum Naro­dowego w Warszawie wywieziono całą sztukę średnio­wieczną, a w innych działach okazy najcenniejsze. Za­nim jeszcze zniszczono Zamek warszawski, wywiezio­no znajdujące się w mim obrazy, między innymi 22 wi­doki Canaletta. Galerię pałacu Łazienkowskiego w War­szawie SS-i traktowali jako swoją własność i obraz ze szkoły Rembrandta, jaki się w niej znajdował, ofiaro­wali Generalnemu Gubernatorowi Frankowi na uro­dziny. Dzieła sztuki nie odpowiadające swą treścią Niemcom były niszczone; poszukiwano specjalnie obra­zu Matejki, przedstawiającego klęskę Niemiec pod Grunwaldem w 1410 r., a gdy go nie znaleziono, uwię­ziono zarząd galerii, do której należał.

 

  8. Zabytki architektury były niszczone od początku okupacji. Zamek królewski w Warszawie, który wy­trzymał oblężenie, został zdemolowany zaraz potem, od października do grudnia 1939 roku, zaminowany w 1940, wysadzony w powietrze w 1944. Po powstaniu 1944 roku spalono i wysadzano w powietrze kolejno, planowo jeden za drugim zabytki stolicy. Z milionowe­go miasta, pełnego zabytków historycznych, pozostał zaledwie jeden pałac, który zamieszkiwali Niemcy do końca i którego nie zdążyli już zniszczyć, oraz dwa sto­jące w pobliżu kościoły; wszystko inne przestało ist­nieć.

 

   9. Pomniki były niszczone od chwili wejścia Niem­ców. W Poznaniu zostały od razu zniszczone wszystkie, tak samo w Łodzi. W Krakowie zwalono między innymi pomnik wielkiego poety polskiego Mickiewicza i bohaterskiego wodza z XVIII wieku, Kościuszki. W Warszawie zniszczono już w 1942 r. część pomników, między innymi Szopena ( dodać warto, że podczas całej okupacji nie wolno było wykonywać utworów Szope­na, a także i innych kompozytorów polskich). Resztę zaś pomników warszawskich zniszczono podczas po­wstania i po powstaniu. Były między nimi dwa pom­niki dłuta Thorwaldsena: Kopernika i Józefa Ponia­towskiego.

 

   10. Prywatne zbiory uległy podobnemu losowi jak publiczne, A tak samo urządzenia wielu mieszkań. W zachodnich ziemiach Polski przyłączonych do Rzeszy, były od razu wraz z majątkami darowywane Niemcom lub wywożone. W innych częściach Polski robiono to samo, tylko stopniowo. W szczególności mieszkania lu­dzi więzionych w obozach koncentracyjnych były kon­fiskowane, sprzęty zabierano do ostatniego. Najbardziej masowa akcja była dokonana w związku z wy­mordowaniem Żydów w 1943 roku: sprzęty z dziesiąt­ków tysięcy mieszkań zostały zabrane, książki zwalono razem i sprzedano na makulaturę.

 

Zakończenie całej akcji niemieckiej nastąpiło w cza­sie powstania warszawskiego 1944 r. Ale podczas gdy w pierwszych latach okupacji szła ona ku przywła­szczeniu sobie polskiego dobra kulturalnego, to teraz - w pośpiechu i gniewie - już tylko ku jego zniszcze­niu. W Warszawie, mieszczącej nieporównanie największą część naukowego i artystycznego majątku Polski, zniszczono teraz prawie wszystko, co było własnością prywatną. Zniszczenie tylko w małej części było skutkiem działań wojennych, w przeważnej - dziełem systematycznego, stopniowego palenia i wysadzania w powietrze jednego domu za drugim, w miarę jak były zdobywane przez Niemców. Moje doświadczenia w tym względzie były podobne do doświadczeń tysięcy Pola­ków. Pierwsze były już z 2 września 1939 r.: jedna z 29 bomb, jakie w dniu tym były zrzucone przez nie­mieckich lotników na cmentarz warszawski, zniszczy­ła mój grób rodzinny. Było to w drugim dniu woj­ny, gdy działania wojenne były daleko od stolicy, gdy nie było jeszcze mowy o jej obronie - już wtedy lot­nictwo niemieckie rozpoczęło swe dzieło zniszczenia.

 

    Ostatnie zaś doświadczenie było z dni powstanie warszawskiego z sierpnia 1944 r. Gdy wojska niemie­ckie opanowały dzielnicę, którą zamieszkiwałem, ka­zano nam niezwłocznie opuścić dom i spalono go od razu wraz z całym urządzeniem, zbiorami, biblioteką, warsztatem pracy naukowej. A przed nim i po nim płonęły inne domy, jeden za drugim. Wychodząc, zdo­łałem wziąć do walizki tylko nieco bielizny i rękopis pracy naukowej, nad którą pracowałem przez całą woj­nę. W drodze, gdy nas gnano z płonącego domu do o­bozu, żołnierze odebrali z walizy bieliznę - został już tylko rękopis. Wtedy podszedł oficer niemiecki, otworzył walizę, znalazł rękopis. ,,Co to? praca nau­kowa - rzekł - Nie, n i e ma już polskiej kultury - es gibt keine polnische Kultur mehr". I rzucił ręko­pis do rynsztoka. W tych jego słowach był zawarty cały stosunek Niemców do nas szczególniej zaś w tym ,”już me ma”: bo dotąd była, ale przez pięć lat doko­nali, że już jej nie ma. Akcja ich chciała nie tylko zni­szczyć polską kulturę, ale zatrzeć nawet jej ślady. Była robiona z premedytacją. Była wykonaniem osobiste­go rozkazu Hitlera. Ale rozkaz ten spełnili wszyscy i władze cywilne tak samo, jak ludzie prywatni, uczeni i artyści. Cały naród niemiecki brał udział w tym ra­bunku i zniszczeniu, cały jest zań odpowiedzialny.

 

II

 

   Stan faktyczny jest, streszczając, taki:

 

   1. Niemcy w ciągu 5-ciu lat okupacji niszczyli kon­sekwentnie i stale kulturę polską naukową talk samo, jak artystyczną, biblioteki i archiwa, szkoły i piśmien­nictwo, tak samo jak muzea i pomniki, sprzęty i zbio­ry prywatne. Częściowo wywozili je do siebie, częścio­wo niszczyli od razu. Niszczyli zarówno wytwory kultury, jak jej warsztaty, które by mogły ją produko­wać w przyszłości. Niszczyli celowo i systematycznie. Niszczyli od początku, od pierwszego dnia wojny. A przygotowali się do tego wcześniej: szpiegowie nie­mieccy, którzy przed wojną studiowali pod różnymi pozorami stan posiadania polskiego w różnych dzie­dzinach życia, wkroczyli od razu wraz z armią nie­miecką do Po1ski, by objąć w niej stanowiska i przy­stąpić do likwidowania tego posiadania - jak ów dr Dagobert Frey, historyk sztuki, profesor z Wrocła­wia, który poprzednio dla ,,;badań naukowych" stale przyjeżdżał do Polski i korzystał z informacji koleżeń­skich; już od września 1939 r. zjawił się w Krakowie, a w październiku w Warszawie przystąpił do wywoże­nia cenniejszych zabytków sztuki i dyrygował akcją demolowania Zamku warszawskiego. To przygotowa­nie do akcji i konsekwentne, nieustępliwe jej przepro­wadzenie tłumaczy niezwykłe rozmiary zniszczenia, jakiego Niemcy mogli w ciągu niewielu lat dokonać.

 

   2. Przeprowadzali zaś tę akcję do końca. Sabotowali nawet to, do czego zobowiązali się umową, mianowicie zabezpieczenie zbiorów publicznych, zapewnione przy akcie kapitulacyjnym powstańcom warszawskim. W praktyce robili wszelkie utrudnienia, aby uniemożliwić wykonanie tego zobowiązania i tylko ucieczka ich z Warszawy pod naporem wojsk sowieckich w styczniu 1945 r. uratowała część tych zbiorów. - Zabytki Krakowa były również zaminowane. W samym zamku wa­welskim odnaleziono 111 min. I tylko dzięki szybkości ucieczki został on uratowany.

 

  3. Akcja niszczycielska Niemców była tym ohydniej­sza, że:

a) nawet, gdy była najbardziej bezprawna, była ubrana w pozorne  formy prawa,

b) Akcja ich była pokrywana z całym cynizmem pozorami opieki na kulturą. Rozporządzenie z 1939 r. nakazywało oddawanie cenniejszych dzieł sztuki, będących w posiadaniu prywatnym, dla ich... , „zabezpieczenia”. Prastarą Bibliotekę Jagiellońską w Krakowie władze „Generalnej Guberni" zamknęły dla Polaków, a gdy ją otworzyły dla swoich, sławiły to jako „wybitny czyn kulturalny",

c) Przede wszystkim zaś była pokrywana propagandą nie liczącą się z praw­dą, odwołującą się do ad hoc wymyślonych faktów i teoryj historycznych. W obwieszczeniach urzędowych, w publikacjach rzekomo naukowych, w dziennikach, wszystko, co jest cennego w kulturze polskiej, było przedstawiane jako wyłączne dzieło Niemców. Polskie­go nie było w niej nic. W Polsce przybysze niemieccy byli w ciągu stuleci rzekomo jedynym twórczym ar­tystycznie żywiołem. Kraków i Poznań były traktowa­ne niezmiennie jako miasta „praniemieckie", a tak sa­mo Warszawa czy Lublin, Radom czy Tarnów. Każdy piękniejszy w nich zakątek, każdy stary kościół czy kamienica były publikowane jako „dzieła twórczego ducha niemieckiego", wbrew uderzającemu właśnie faktowi, że w okresie tworzenia się państwa polskie­go, tak samo jak w okresie nowożytnym - udział Niemców w polskiej sztuce, a zwłaszcza w architektu­rze, był znikomy, nieporównanie mniejszy, niż można by oczekiwać w normalnych sąsiedzkich stosunkach.

 

   4. Pamiętać jeszcze należy i to: że Niemcy w ostat­nich wiekach żyły w warunkach politycznych daleko pomyślniejszych niż Polska, która długo była pozba­wiona niepodległości i opieki państwowej nad kulturą, która w wojnach i katastrofach dziejowych utraciła część tego, co wytworzyła lub zgromadziła. Tymczasem Niemcy, przeciwnie, żyli w warunkach wyjątkowo ko­rzystnych, zdołali zgromadzić w swych muzeach, bi­bliotekach czy domach prywatnych znacznie więcej dóbr kulturalnych, niż wytworzyli sami.

 

 

III

 

 

    1. Każdy stan rzeczy, na który można by reagować tak lub inaczej, który możemy utrzymać lub zmienić, wytwarza zagadnienie etyczne. Bo jeśli moż­na go zmienić, to można go uczynić lepszym lub gor­szym. Zagadnienie zaś etyczne polega najogólniej bio­rąc na tym: jak postępować, by przysporzyć jak najwięcej dobra, lub przynajmniej, jeśli inaczej nie można, usunąć jak najwięcej zła.

 

   Tak jest i z tym stanem rzeczy, jaki wytworzyli Niemcy niszcząc i przywłaszczając sobie wytwory kul­tury innego narodu. Są ludzie, do których władzy na­leży reakcja na ten stan rzeczy, którzy mogą rzeczy przywłaszczone odebrać, a za zniszczone zażądać za­dośćuczynienia. I ci, mogąc nań reagować, nieuchronnie muszą reagować - bo brak reakcji jest też rodzajem reakcji, mianowicie utrzymaniem istniejące­go stanu rzeczy, usankcjonowaniem tego, że ci, któ­rzy przywłaszczyli sobie cudze dobra, będą je nadal posiadali, a będzie ich brak tym, którym zostały zra­bowane.

 

   Najogólniej biorąc, stan rzeczy może być dwojaki: albo jest dobry (czy przynajmniej obojętny) i wtedy etycznie chodzi o to, by go uczynić jeszcze lepszym; albo jest zły, zło zostało już dokonane, a wtedy etycz­nie chodzi o to przede wszystkim, by je usunąć lub przynajmniej zmniejszyć. I taki jest właśnie stan obec­ny w stosunkach Niemiec i Polski: zło zostało wyrzą­dzone.

 

   2. Ktoś może jednak mieć wątpliwości: czy zło rze­czywiście zostało wyrządzone? Bo niejedno z tego, co w oczach ludzkich za zło uchodzi, nie jest nim napraw­dę. Zwłaszcza [w oczach] ludzi poszkodowanych, a więc nie bezstronnych. Aby, jak w rozważaniach etycznych przystało, patrzeć ma rzeczy bezstronnie, potrzebne jest przede wszystkim obiektywne kryterium dobra i zła.

 

   Kryterium takim nie jest często wymieniana zgo­da powszechna, bo jej naprawdę w bardziej złożonej sprawie uzyskać niepodobna. Jest nim natomiast - oczywistość sądu. Co jest oczywiste, tzn. co do czego nie można pojąć, by mogło być inaczej, to jest pewne. I tylko to jest pewne. To jest jedyne niewątpliwe kry­terium dobra i zła. Posługiwali się nim już starożytni, począwszy od Arystotelesa, a i myśliciele nowożytni, nawet najsubtelniejsi, innego nie wymyślili.

 

   W świetle tego kryterium okazuje się, że mało jest o dobru i złu twierdzeń pewnych, bo mało jest oczy­wistych. Nawet zniszczenie cudzego mienia nie jest nie­wątpliwym złem, jeśli nastąpiło przypadkiem, w ogniu walki czy z konieczności obrony. Natomiast zniszczenie cudzego mienia dokonane z premedytacją i planowo jest właśnie złem oczywistym, niewątpliwym, nie dają­cym się kwestionować. A właśnie takie zło zostało przez Niemców wyrządzone. Polska została planowo i z pre­medytacją zniszczona ogniem i dynamitem. Zniszcze­nie zostało przeprowadzone z całą świadomością, z rozmysłem, przygotowaniem, systemem, metodą. Nie było przypadkiem, chwilowym impulsem, szałem wojennym, Jeśli to był impuls i szał, to trwał bez przerwy przez 5 i pół lat okupacji, opanował wszystkich Niemców, jacy byli w Polsce. A historia Niemiec wskazuje, że ilekroć mieli na to dość siły, było to zawsze ich metodą wobec przeciwnika.

 

   Zło dokonane przez nich jest nawet podwójne. Jest najpierw złem natury duchowej, tkwi w samym za­myśle zniszczenia mienia kulturalnego innego narodu, A po wtóre jest to także zło materialne: zniweczenie pamiątek, siedzib, książek, dzieł sztuki, warsztatów pracy. Że to dzieło zniszczenia jest złem, to jest jasne jak słońce na niebie. Jeśli to nie jest złem, to nie ma zła na świecie.

 

   3. Więc zło zostało wyrządzone, a w takim razie na­leży wobec niego interweniować, aby je usunąć, cof­nąć, wyrównać, czy choćby zmniejszyć. Wynika to z samego pojęcia postępowania etycznego, jako zmierza­jącego do dobra. Jeśli zło istnieje i może być usunięte, to usunięte być powinno. Interwencja nie miałaby racji bytu tylko wtedy, gdyby zło nie mogło być usunięte, a zasługiwałaby na potępienie tylko wtedy, gdyby sama była złem i zamiast zło usuwać nowe jeszcze doń do­dawała. Ale czyż zło nie może być usunięte i czyż in­terwencja musi operować złem? Co najwyżej zło duchowe nie podlega usunięciu; natomiast podlega mu materialne. A jeśli niektóre formy interwencji ope­rują złem, to inne tego nie czynią.

   Przypuśćmy nawet, że złem operuje interwencja ja­ko odwet. A także interwencja jako kara. A nawet jako zabieg prewencyjny, jako zabezpieczenie. Ale ist­nieje interwencja, która nie jest ani odwetem, ani ka­rą, ani prewencją. Zmierza jedynie do wynagrodzenia wyrządzonego zła. Taka interwencja nie po­siada w sobie żadnego zarodka zła. Zastosowanie ma tam, gdzie zło wyrządzone przez jednego, drugiemu u­czyniło krzywdę. Jeśli złu wyrządzonemu przez jedne­go (przez naród tak samo, jak przez jednostkę) odpo­wiada krzywda drugiego (narodu tak samo, jak jedno­stki), to krzywda ta wymaga wynagrodzenia. A tak jest w rozpatrywanym tu wypadku: przez działanie Niemców innym stała się krzywda. I krzywdę tę przy­najmniej częściowo można wynagrodzić; jeśli nie moż­na duchowej, to można w każdym razie wynagrodzić materialną.

 

   Nasze poczucie moralne mówi z całą jasnością i oczy­wistością, że wynagrodzenie, jeśli tylko jest możliwe powinno być przeprowadzone. Jeśliby to zostało zakwestionowane, to w stosun­kach etycznych nie pozostałoby nic oczywistego, to nie ma w nich żadnych norm, nie ma ładu moralnego, i niech każdy robi jak chce i jak mu jest wygodniej, byle miał siłę i władzę. Ale poczucie każdego bodaj człowie­ka mówi inaczej. Trzyma się najprostszej i najbardziej podstawowej zasady, mianowicie zasady sprawiedliwości. Ta najprostsza i najoczywistsza za­sada przesądza sprawę odszkodowania.

 

   Zasadzie tej można by przeciwstawić jedną tylko – zasadę wyrozumiałości. A właśnie w tym wypadku nie ma do wyrozumiałości podstawy. Bo zło zostało wyrządzone z premedytacją i uporem, było wy­razem pychy i poczucia bezkarności. Zresztą wyrozumiałość sędziego może być wszędzie słusz­na, ale nie przy wynagradzaniu krzywdy. Bo tu byłaby nowa krzywda dla skrzywdzonego; wyrozumiałość byłaby niesprawiedliwością.

 

   4. A tak samo nie można zasadzie sprawiedliwości przeciwstawić zasady szczęścia. Zapewne, szczęście ludzkie jest wielką rzeczą, jest słusznym etycznie ce­lem postępowania. Jednakże wzgląd nań nie usprawie­dliwia tego, co Niemcy robili, ani nie usprawiedliwił­by zaniechania wobec nich interwencji. Bo szczęście jest właściwym etycznie celem tylko z dwoma zastrze­żeniami: najpierw zasada szczęścia musi być uzupełniona przez zasadę sprawiedliwości.

   Szczęście jednego człowieka nie jest mniej warte niż drugiego, jednego narodu mniej niż drugiego. Należy - jak dawniej mówili sami Niemcy - nie tylko żyć, ale i innym dać żyć. Toteż szczęście samych tylko Niemców nie usprawiedliwiłoby żadnej z krzywd, wy­rządzonych innym narodom.

 

   Po wtóre zaś zasada szczęścia musi być uzupełniona przez zasadę moralności. Bo szczęście jest do­brem niewątpliwie, ale nie jest jedynym. Innym do­brem jest wartość moralna człowieka.

 

   John Stuart Mill, znany właśnie z tego, że szczęście uważał za dobro najwyższe, dodawał jednak, że lepiej jest być szczęśliwym Sokratesem niż szczęśliwym nik­czemnikiem. Obu tym zastrzeżeniom Niemcy nie uczy­nili zadość: jeśli zabiegali o swoje szczęście, to kosz­tem nieszczęścia innych i bez żadnych względów mo­ralnych. A warto przypomnieć, co o szczęściu sądzili najwybitniejsi z Niemców. Kant pisał: ,,Jakżeby można człowieka uczynić szczęśliwym, nie czyniąc go moral­nym i mądrym". A Fr. Hebbel mówił, że dla istoty, która nie jest szczęścia godna, szczęście gdyby przy­szło, byłoby czymś najstraszniejszym, trudnym do znie­sienia.

 

5. Te najprostsze i najogólniejsze zasady etyczne - zasady sprawiedliwości, szczęścia i moralności – nie tylko więc dopuszczają, ale nakazują rewindykację i odszkodowanie za mienie zniszczone, A do tego samego prowadzą też inne, bardziej szczegółowe zasady:

 

   Pierwszą z nich jest ta, którą by mowa nazwać etyczną zasadą  konsekwencji. Osnowa jej jest taka: jeśli ktoś przyjął jakiś pogląd i stosował go, gdy dlań to było korzystne, choć wiedział, że jest niekorzystne dla innych, to słuszne jest go stosować wobec nie­go dalej, gdy sytuacja uległa zmianie i pogląd przestał być dlań korzystny. Poglądem Niemców, póki byli sil­ni, było, że silny ma prawo z siły swej korzystać i zabierać słabszemu, co zechce. Poglądu tego naturalnie nikt nie chciałby stosować tak, jak go stosowali Niem­cy, nawet wobec nich samych. Ale daje on dodatkowe moralne upoważnienie do wynagrodzenia krzywd do­znanych, nawet gdyby ten, kto krzywdy wyrządzał, się temu sprzeciwiał i trzeba było sprawiedliwość prze­prowadzić siłą.

 

   6. Drugą dodatkową zasadę można by nazwać zasadą mniejszej lub większej wytłumaczalności zła. Jeśli mianowicie każde zniszczenie lub przywłaszczenie cudzego dobra jest złem, to jednak jest złem większym, gdy ktoś zniszczył lub przywła­szczył sobie dobro od jednostki czy narodu mniej od siebie zasobnego.

 

   A tak jest właśnie z Niemcami. Warunki polityczne ostatnich 150 lat spowodowały, że Niemcy wzbogacili się pod względem kulturalnym tak samo jak każdym innym, podczas gdy Polska pozbawiona niepodległości i państwowej opieki nad kulturą utraciła już przed­tem znaczną część swego kulturalnego mienia.

 

   7. Trzecią zasadę dodatkową nazwijmy zasadą powszechnej korzyści. Chodzi w niej o to, że pewne dobra, gdy znajdują się w pewnych rękach, stają się przez to dla powszechności ludzkiej wydaj­niejsze, korzystniejsze, i że przeto jest rzeczą etycznie słuszną przykładać się do tego, by właśnie w tych rę­kach, a nie w innych się znalazły. Otóż Niemcy i ich przyjaciele twierdzą, że z kultury świat korzysta naj­więcej, gdy jest ona w rękach niemieckich, bo oni najintensywniej pracują naukowo, oni umieją najlepiej zorganizować muzea, biblioteki itd. A już specjal­nie mniejsze i mniej zasobne narody me mogą rzeko­mo z nimi pod tym względem współzawodniczyć. Ale właśnie twierdzenie to jest wątpliwe. W Polsce np. w latach przedwojennych opieka nad sztuką i nauką, mu­zealnictwo, konserwatorstwo, organizacja archiwów, organizacja szkół, w szczególności artystycznych, wszy­stko to było jak najbardziej nowoczesne i racjonalnie rozwijało się, aż zostało unieruchomione przez okupan­tów. Ale także jest wątpliwe, czy Niemcy posiadają rzeczywiście wyższą kulturę, która by pozwalała im korzystać w jakiś lepszy sposób z nagromadzonych w ich kraju skarbów sztuki czy nauki. Wątpliwości co do tego mieli nawet niektórzy z Niemców. Nietzsche, sam Niemiec, był jednak zdania, że kultura Niemców jest tylko z pozoru wysoka, że naprawdę są oni w kul­turze spóźnieni przynajmniej o dwa wieki i nigdy już tego opóźnienia nie zdołają odrobić.

 

   8. Czwartą zasadą, którą by tu wymienić należało, jest zasada moralnego uprawiania. We dług niej, ten tylko kto ma pewien poziom moralny, ma prawo do roztaczania opieki nad wyższymi warto­ściami ludzkimi. Odczuwamy to jako niewłaściwe i złe, by ludzie źli patronowali dobrom tak szlachetnym, jak nauka i sztuka, by ludzie, którzy nie umieli i nie chcieli szanować cudzych muzeów, bibliotek, którzy je niszczyli bezlitośnie, mieli sami muzea i biblioteki naj­wspanialsze i w nich przechowywali dorobek narodów, które usiłowali zniszczyć.

 

   9. Piątą zasadą byłaby zasada prawdziwej własności. Chodzi w niej o to, że z tego, co w prawnym znaczeniu jest własnością jednostki czy naro­du, część należy do nich w głębszym, a część tylko w powierzchownym sensie. Inaczej należą do narodu dzie­ła, które sam stworzył, a inaczej te, które kupił, a zwłaszcza, które sobie przywłaszczył. Inaczej te, które są jego istotną potrzebą, i których zniszczenie staje na przeszkodzie dalszemu jego rozwojowi, a inaczej nad­miar bogactw, zbytek kulturalny osiągnięty z całego świata. Przy tym Niemcy ostatnich czasów, właściwie nie cenili tych niezliczonych zagranicznych dzieł sztuki i dzieł naukowych, jakie w swych zbiorach posiadali, bo cenili to tylko, co jest niemieckie. Prekursor dzisiej­szych Niemiec, filozof Fichte już przed półtora wie­kiem domagał się zamknięcia granic państwa, całkowi­tej jego izolacji dla uniknięcia zagranicznej zarazy. To samo nie tylko w teorii, ale i w praktyce uczynił dzi­siejszy narodowy socjalizm. Utrata tego, czego się nie ceni, nie jest dotkliwa, nie będzie więc nią dla Niem­ców utrata obcych dzieł sztuki z muzeów i obcych ksią­żek z bibliotek.

 

   10. Wreszcie szósta – zasada słusznego prawa. Zasada ta (na którą z upodobaniem powoływali się również prawnicy niemieccy) orzeka, że ustawa prawna, choćby formalnie była wydana najprawidło­wiej, jeśli obraża uczucie słuszności i sprawiedliwości, nie ma naprawdę waloru; nie ma go, jeśli jest nie­zgodna z ius naturale i ius divinum. Niemcy będą oczy­wiście twierdzić, że wszystkie przywłaszczenia i zni­szczenia, jakich dokonali, były zgodne z wydanymi przez nich ustawami. Ale zasada słusznego prawa dys­kwalifikuje te ustawy.

 

 

IV

 

 

   Zasady etyczne podane powyżej, mające charakter gó1ny, znajdują zastosowanie w specjalnej sprawie re­windykacji i odszkodowania wojennego, należnego Pol­sce od Niemców.

 

   1. Nie jest oczywiście etycznie słuszne złem odda­wać za złe i niszczyć kulturę tym, którzy naszą kul­turę zniszczyli. Ale także nie jest słuszne przywła­szczyć ją sobie, jak oni sobie naszą przywłaszczyli. A tym bardziej niszczyć zalążki i warsztaty przyszłej kul­tury. Bo wszystko to tworzyłoby nowe zło i pogłębiało zło istniejące, zamiast je usunąć. Taka była polityka Niemców wobec Polaków, ale nie może być polityką Polaków ani żadnego kulturalnego i ludzkiego narodu wobec nich (choćby nawet „zasada konsekwencji" zda­wała się do tego upoważniać).

 

   2. Natomiast jest etycznie słuszne domagać się i usi­łować odzyskać to, co nam niesłusznie zostało odjęte. Jeśli zaś nie będzie mogło być odszukane, to etycznie słuszne jest wziąć jego ekwiwalent. A podobnie jest słuszne wziąć ekwiwalent za to, co zostało zniszczone. Przemawia za tym przede wszystkim zasada sprawie­dliwości. Ale ubocznie również zasada „konsekwencji”.

 

   A w wypadku, o który tu chodzi, także zasada „wytłumaczalności” bo ci, którzy przywłaszczyli sobie dobra artystyczne czy naukowe, nie tylko posiadali dóbr ta­kich pod dostatkiem, ale posiadali ich więcej niż ci, od których je sobie przywłaszczyli. Broniąc się przeciw rewindykacji Niemcy nie mogą się powołać ani na za­sadę „powszechnej korzyści”, ani na zasadę „słusz­nego prawa”. Zbiory, których część mają oddać jako odszkodowanie, nie stanowią ich „prawdziwej własności”. I nie mają oni naprawdę „moralnego uprawnie­nia" do ich posiadania.

 

3. Przy ustalaniu ekwiwalentów za mienie zniszczo­ne lub zagubione byłoby etycznie niewłaściwe domagać się mienia, będącego „prawdziwą własnością" Niem­ców. Mianowicie takich przedmiotów, które wytwo­rem Niemców. Dla nich Rzesza jest właściwym miej­scem. Natomiast jest rzeczą etycznie właściwą doma­gać się:

  a) przedmiotów, które związane z Polską, jak np. rzeźby Wita Stwosza, albo które dawniej należały do polskich zbiorów, jak nip. tondo Botticellego będące własnością galerii Raczyńskich, a zatrzymane przez muzeum berlińskie;

  b) przedmiotów, które były nabywane przez Niemców za środki czerpane przynajmniej częściowo z ziem polskich, jak to było z obra­zami skupowanymi przez Augustów saskich do galerii drezdeńskiej;

 c) przedmiotów, które dostały się do zbiorów niemieckich drogą kupna, a nie są związane z kulturą niemiecką. Tak jest np. z dziełami sztuki greckiej lub włoskiej. Przedmioty te mogą być Niemcom odjęte, tym bardziej że zarówno politycy, jak niektórzy uczeni nie­mieccy znaczną ich część uważają za obcą, a nawet za niebezpieczną dla ducha niemieckie­go. I będzie lepiej, gdy wielkie dzieła sztuki nie będą pozostawały w rękach, które cudzej sztuki i nauki uszanować nie umiały i nie chciały.

 

 

[1]ETYCZNE PODSTAWY REWINDYKACJI I ODSZKODOWAŃ, Ministerstwo Kultury i Sztuki. Prace i Materiały Wydziału Rewindykacji i Odszkodowań, Nr 3, Warszawa 1945 r. Wersja angielska: Ethical bases of reparations, Warsaw 1945, Ministry of Culture and Art (Publications of the Reparations. Section Nr 3).

 

 

Fundacja 

Marki 

Polskiej

im. prof. Witolda Kieżuna

Kontakt

KONTAKT

 

Fundacja Marki Polskiej im. prof. Witolda Kieżuna

 

ul. Bracka 20

00-028 Warszawa

 

tel.  508 387 872

email:  biuro@fmarkipolskiej.pl

 

Konto bankowe:

mBank    56 1140 2004 0000 3702 7834 2452

 

© 2019 Fundacja Marki Polskiej im. prof. Witolda Kieżuna. Wszelkie prawa zastrzeżone.