Rachunek strat i szkód wojennych 

Polski 

 

 

prof. dr hab. Ryszard Domański [1]

 

 

 

1. Wartość obecna strat zadanych Polsce przez Niemcy podczas II wojny światowej to 9,6 bln USD (dziewięć bilionów sześćset miliardów dolarów) bez liczenia wartości  zniszczonych i zagrabionych dóbr kultury i majątku finansowego zagrabionego bezpośrednio z systemu bankowego Polski.

 

Obecna wartość zniszczonego przez Niemców kapitału ludzkiego i rzeczowego stanowi 33-34% obecnej wartości kapitałowej Polski i zachowując proporcje - około 4,8% obecnej wartości kapitałowej Niemiec. Jak więc widać, obecny ciężar rekompensaty szkód wyrządzonych Polsce jest dla obecnych Niemiec co najwyżej zauważalny. 

 

2. Obecna wartość strat  globalnych jakie Polska poniosła w wyniku II wojny światowej w kapitale ludzkim, rzeczowym i ziemskim to 15,1 bln USD, bez liczenia wartości  zniszczonych i zagrabionych dóbr kultury i majątku finansowego zagrabionego bezpośrednio z systemu bankowego Polski. 

 

3. Suwerenne Państwo Polskie w roku 1939 liczyło 389,72 tys. km kw. powierzchni i 35,2 mln ludności. Wyłoniło się z pożogi wojennej w roku 1945 niesuwerenne Państwo Polskie o powierzchni 311,7 tys. km kw. i ludności liczącej 23,9 mln

 

4. Kształtowanie się dochodu narodowego w pierwszych latach powojennych jest najlepszym przykładem katastrofalnego wpływu zniszczeń wojennych na gospodarkę Polski. Polska ze swoim majątkiem ziemskim, rzeczowym oraz ludzkim wytworzyła w 1938 roku  w ówczesnych  granicach dochód narodowy wynoszący

18 mld złotych. Z kapitałem rzeczowym, ziemskim i ludzkim, ocalałym z pożogi wojennej, czyli na tym majątku i w stanie w jakim znajdował się po wojnie, Państwo Polskie wytworzyło w roku 1945/1946 dochód narodowy w wysokości 8 mld zł, czyli 44% poziomu z roku 1938. 

 

5. Bilans "wymiany" ziem na Wschodzie za ziemie na Zachodzie i Północy był dla Polski ujemny. 

 

Szacowanie ekonomicznej wartości strat zadanych Polsce w wyniku agresji niemieckiej  1 września i radzieckiej 17 września 1939 roku, i okupacji ziem rozbitego państwa polskiego w latach 1939-1945, stanowi wyzwanie, któremu  starano się  sprostać jeszcze  trakcie  trwania II Wojny Światowej. Pierwsze studium strat poniesionych przez Polskę w II Wojnie światowej zostało wykonane w roku 1944 przez Ministerstwo Prac Kongresowych w Londynie pt. Prowizoryczne zestawienie strat wojennych Polski za okres pierwszych 4 lat wojny. Drugim były obliczenia wykonane „na dzień 9 maja 1945 r.”, w ramach prac Biura Odszkodowań Wojennych w Warszawie, opublikowane po poprawkach w roku 1947 w Sprawozdaniu w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939-1945. Obydwa opracowania ograniczają się do  szacowania szkód  zadanych Polsce przez Niemcy.  Sprawozdanie    BOW ma charakter kompleksowy i obejmuje wszystkie straty, jakie  z mniejszą lub większą dokładnością udało się zidentyfikować po zakończeniu wojny. Przy obliczeniach wartości utraconego  majątku rzeczowego i kapitału ludzkiego zastosowane  zostało podejście dochodowe, co oznacza, że wartość utraconego kapitału wyprowadza się  z wartości strumienia dochodów, jaki kapitał przynosiłby w cyklu swojego życia,   gdyby nie został zniszczony.  Oddzielny wątek stanowi szacowanie wartości zagrabionych dochodów bieżących i pieniądza z rynku bankowego w okresie okupacji oraz  utraconych dóbr kultury, co do których wyceny winno się  stosować właściwe temu metody.

 

 

Panie profesorze, czy Polska ma podstawy do domagania się od Niemiec reparacji wojennych? Czy należą nam się odszkodowania od Niemiec?

 

Prof. Stanisław Ryszard Domański: Na tak postawione pytanie trudno nie odpowiedzieć pytaniem: „Czy państwo - liczące przed 1 września 1939 roku 389,7 tys. kw. powierzchni i około 35,2 ml ludności, które w wyniku napaści agresora wyłania się z pożogi wojny i okupacji jako kraj okrojony do 311,7 tys. km kw. i liczbą ludności zmniejszoną do 23,9 mln, a więc które bezpośrednio straciło 20% powierzchni i 1/3 swoich obywateli, z których niemiecki agresor wymordował około 6 mln, a ponadto: zniszczył i obrabował majątek materialny; wywiózł 200 tys. „rasowo wartościowych” dzieci na zgermanizowanie; okradał przez 5 lat okupacji z nadwyżki ekonomicznej; wywiózł 2,5 mln osób na roboty przymusowe; zniszczył i wymordował ponad 50% ludności stolicy; wymordował 20% księży i zabił co 15 nauczyciela w programie niszczenia warstw inteligencji, w dążeniu do obrócenia reszty obywateli w „tanią siłę roboczą” na miejscu; obrabował z dóbr kultury; ograniczył kształcenie podstawowe; zlikwidował naukę i szkolnictwo wyższe i wymordował kadrę akademicką – czy takie państwo nie miałoby podstaw do domagania się od agresora reparacji za wyrządzone szkody? Gdy wykreślimy słowo „Polska” i podamy problem w kategoriach ogólnych, to czy ktoś zawaha się powiedzieć, że tak, że takie państwo i taki naród ma podstawy do domagania się reparacji. Tymczasem konkretne wskazanie „Polska” sprawia wrażenie, jakby chodziło o coś nadzwyczajnego, dziwacznego, nienormalnego. Co więcej, takie właśnie swoiste „zadziwienie”: że jak to?, że co? Polska?, że Polacy? - jakby chodziło o coś nienormalnego i nadzwyczajnego - podzielane jest także przez polskich polityków. W pierwszym rzędzie – i za naszej współczesnej pamięci - przychodzi tu na myśl premier Marka Belka i to chyba na jego wypowiedzi wygłoszone na spotkaniu z kanclerzem Niemiec we wrześniu 2004 r. (nota bene dwa tygodnie po tym, gdy „jego eseldowoski” Sejm przyjął uchwałę w sprawie rachunku szkód) powołują się teraz Niemcy (również aktualnie w prasie niemieckiej) jako na ostatnie stanowisko rządu polskiego w kwestii odszkodowań.

 

Niektórzy przekonują, że nie ma podstaw prawnych do domagania się odszkodowań. Pisze o tym prof. Tadeusz Klementewicz w „Dzienniku Gazecie Prawnej”. Wykładowca Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW. Co pan sądzi o tej tezie? Na jakiej podstawie można się ich domagać?

 

Prof. dr hab. Tadeusz Klementewicz, jest socjologiem i politologiem, więc co do zagmatwanych meandrów, zawsze jakoś subiektywnych, ocen prawnych, może polegać raczej na poglądach innych, niż na skrupulatnych badaniach własnych (jak np. robi to Arkadiusz Mularczyk), które mogłyby go prowadzić do wniosków przeciwnych. Powtarza więc kategoryczne stwierdzenia – na ogół nawiązujące do niby wydanego 23 sierpnia 1953 r., a więc dokładnie w 14-tą rocznicę paktu Ribbentrop-Mołotow postanowienia marionetkowego stalinowskiego rządu polskiego o zrzeczeniu się odszkodowań - że walka o finansową rekompensatę za straty ludzkie i materialne spowodowane przez państwo niemieckie jest z góry przegrana na gruncie prawa [R.D].

 

Wobec takiego dictum – uznając, że prawda materialna jest najważniejsza - trzeba wyrazić zdziwienie: „a cóż to za prawo niegodziwe, na gruncie, którego ma się z góry przegrywać dochodzenie zadośćuczynienia za nieulegające przedawnieniu zbrodnie ludobójstwa, z premedytacją zaplanowane jako sposób pozyskiwania przez Niemców „przestrzeni życiowej”?. Takie „prawo” należałoby poprawić, a poprawka przecież nie będzie podległa regule niedziałania wstecz, albowiem zbrodnie wojenne nie uległy przedawnieniu. I faktycznie, poprawki były wprowadzane, gdyż - cytując za Magdaleną Bainczyk: „Służby Naukowe Bundestagu stwierdzają, iż «RFN wydała szereg ustaw wewnątrzkrajowych w celu realizacji swojego moralnego zobowiązania w stosunku do ofiar II Wojny światowej oraz reżimu narodowo-socjalistycznego». …uchwalenie ustaw niemieckich spowodowało przekształcenie obowiązku moralnego w obowiązek prawny… [RD]. Obowiązek prawny został niestety zrealizowany w odniesieniu do stosunkowo ograniczanej liczy ofiar, głównie obywateli RFN [RD]. Natomiast w odniesieniu do ofiar obywateli innych państw RFN po dziś dzień utrzymuje, iż świadczenia na ich rzecz nie są spełnieniem obowiązki prawnego, a świadczeniem ex gratia, tzn. świadczeniem nie tyle spełniającym obowiązek prawny, ile wynikającym z dobrej woli państwa” (Raport służb naukowych Bundestagu w sprawie reparacji wojennych dla Polski i odszkodowań dla polskich obywateli, s.98).

 

Rzecz jasna nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie oponował przeciw „ex gratia” rządu niemieckiego i Niemców jako spadkobierców sprawców. Zaś na przyjaznym i sprawiedliwie adekwatnym do ogromu wyrządzonych Polsce szkód zadośćuczynieniu  zależy szczególnie tym politykom i tej części społeczeństwa polskiego, która - nie poprzestając na ciepłej wodzie w kranie - nie chce też emigrować za bogatszym chlebem, bo tu na miejscu aspiruje do wyrwania się z pułapki średniego dochodu poprzez Strategię Odpowiedzialnego Rozwoju z jej ideami reindustrializacji, ale i poprzez „repolonizację” gospodarki, tzn. odzyskania utraconych w transformacyjnej demolce praw własności. Chyba w kategoriach właśnie „świadczeń ex gratia” postrzega problem zadośćuczynienia i prof. Klementewicz, skoro stwierdza, że Berlin nie uchyla się od odpowiedzialności za eksterminacyjną politykę III Rzeszy i dlatego „możliwe są inne formy rekompensat, np. zmierzające do podniesienia jakości polskiej gospodarki”. Najwidoczniej zatem, możemy się nie tyle domagać, co prosić, ”co łaska”, odwołując się do zobowiązań moralnych i „dobrej woli państwa niemieckiego” - skoro drogi prawnej się nie dostrzega. I to też, chociaż raczej nieco upokarzające, byłoby do zaakceptowania, gdyby miało być skuteczne. ALE – dowiadujemy się zaraz, że w tym wszystkim „chodzi o to, by w Przemysłowym Cesarstwie Niemieckim zająć lepsze miejsce w łańcuchach produkcji i wartości dodanej, dzięki czemu mogłaby się dokonać re-industrializacja naszej gospodarki.”

 

Jednakże przecież to już mamy w „naszej” gospodarce: reindustrializację robią znakomite firmy niemieckie, przemysłowe, infrastrukturalne, finansowe. Przy takim postawieniu sprawy: reparacje nie, symbioza gospodarcza tak - nie można nie odnieść wyrażenia (wzmacnianego jeszcze frontalnym emocjonalnym atakiem Klementewicza na wizje i koncepcje Trójmorza), że „nasz” politolog, po pierwsze, występuje tu jako nowoczesna wersja Róży Luksemburg (lansowana przez niego jako wspólne polsko-niemieckie dziedzictwo pamięci), która wybijała Polakom z głowy tę „białą kurę”, bo Polska miała nie być niepodległa (dla DOBRA samych Polaków), bo jej ziemie już zbyt mocno zostały rozczłonkowane i zbyt głęboko zintegrowały się z gospodarkami zaborców, a po drugie, że proponuje ostateczne porzucenie wersalskiego świata Europy niepodległych ojczyzn na rzecz miękkiej wersji paktu Ribbentrop-Mołotow z podziałem stref wpływów między Przemysłowe Cesarstwo Niemieckie i (surowcową) Rosję. (Na marginesie: w istocie wiele jest do zrobienia, jeśli chodzi o rozwiniecie świadomości historycznej „obu narodów” a najpierw szczególnie obecnej elity polskiej).

 

Jaka z tego wyłania się konkluzja?

 

Konkludując odpowiedź: jeśli twierdzenie Klementewicza o „braku drogi prawnej” jest prawdziwe i jeśli twierdzenie, że Berlin nie uchyla się od odpowiedzialności za zbrodnie (a nawet ostatnio minister spraw zagranicznych Niemiec wyraził zawstydzenie faktem, że w trzy dni wymordowali na Woli i Ochocie 50 tys. ludzi)  jest prawdziwe, to warunkiem, aby spełniły się postulaty o „poprawie miejsca w łańcuchu dostaw” są właśnie odszkodowania (reparacje - jak zwał, tak zwał) niemieckie właściwej skali, odbudowujące polską własność a niepomnażające niemieckiej własności w Polsce. Odbudowujące polski kapitał, ludzki i rzeczowy, który zniszczyli. I jak będą to świadczenia ex gratia – to będzie lepiej, sprawniej i bez czasochłonnego ciągania się po trybunałach.

 

W jakiej formie Polska powinna się domagać rekompensaty za straty ludzkie i materialne spowodowane przez państwo niemieckie w czasie II wojny światowej? Czy państwo polskie powinno walczyć jedynie o rekompensatę finansową?

 

Rozwiązując tak postawione zagadnienie nie muśmy wyważać otwartych drzwi, dysponujemy bowiem kompleksową koncepcją, przedstawioną dokładnie 75 lat temu w „Tezach w sprawie odszkodowań gospodarczych od Niemiec”, przyjętych przez Radę Ministrów Rządu emigracyjnego w dniu 5 października 1944r., które w przeważającej mierze zachowują aktualność do dzisiaj. I może warto 8 stron „bitego” tekstu „Tez” oddzielnie wywiesić na stronach internetowych. Tu przypomnę tylko główne idee co do form odszkodowań wojennych: „ Postanowienia dotychczasowych traktatów pokojowych przewidują następujące koncepcje gospodarczych świadczeń pokonanego na rzecz zwycięzcy: a) świadczenia o charakterze trybutu; b) zwrot kosztów wojny; c) odszkodowania za szkody i straty poniesione wskutek wojny.”

 

Tyle tylko, że w odniesieniu do Polski, postanowienia „normalnych” traktatów pokojowych mają ograniczone zastosowanie, albowiem: „Zakres strat wojennych Polski wykracza znacznie poza ramy dotychczasowego pojęcia strat wojennych. Bo też sposób prowadzenia wojny, a jeszcze więcej postępowanie władz okupacyjnych odbiega całkowicie od tego, co dotąd znane było w historii podbojów. Celem okupacji niemieckiej w Polsce jest, poza wyczerpaniem zasobów okupowanego kraju, przede wszystkim wyniszczenie narodu i jego kultury, wymazanie go z historii dla stworzenia niemieckiego „Lebensraum ’u”. Stąd nastąpiło przesunięcie punktu ciężkości z walki zbrojnej na okupacyjną walkę z narodem, a wyniszczenie ludzi, zwłaszcza tych, którzy czymkolwiek wyróżniają się wśród społeczeństwa, stało się hasłem naczelnym.” (Ministerstwo Prac Kongresowych Wrzesień 1944. Prowizoryczne zestawienie strat wojennych Polski za okres pierwszych 4 lat wojny. s.1).

 

Co w takiej sytuacji będzie celem odszkodowań?

 

„Zadośćuczynienie, za dokonane  na terenie Polski oraz w stosunku do obywateli polskich na innych terenach szkody i straty, przez uzyskanie od Niemiec takich świadczeń, które ułatwią i przyspieszą odbudowę i rozbudowę gospodarczą Polski, zwiększając w ten sposób jej ogólny potencjał gospodarczy i obronny… i powinny dopomóc w zmniejszenia dysproporcji, jaka istnieje pomiędzy potencjałem gospodarczym i obronnym Polski i Niemiec.” Świadczenia odszkodowawcze powinny więc mieć głownie postać rzeczową, kapitałową, i pochodzić „z majątku narodowego” – i tu pada lista przedmiotów i świadczeń, jak: „maszyny i urządzenia przemysłowe z odnośną dokumentacją, przejęcie na własność określonych przedsiębiorstw niemieckich lub praw i tytułów majątkowych, patenty i licencje, laboratoria i inne urządzenia techniczno-badawcze, jak również urządzenia szkolne, prawo bezpłatnego tłumaczenia niemieckich podręczników i dziel technicznych „w ciągu 15 lat”, łącznie z kapitałami i uprawnieniami niemieckimi za granicą - gdzie „ustalenie maszyn i urządzeń przemysłowych winno być zharmonizowane z planem inwestycyjnym Polski, z postulatami wynikającymi planowej odbudowy i przebudowy gospodarki Polski i jej obronności.”

 

Na koniec eksperci Ministerstwa Prac Kongresowych przestrzegają (co tu jest odpowiedzią na drugą część pytania), że „Historia wykonania klauzul reparacyjnych Traktatu Wersalskiego nakazuje najwyższą ostrożność przy rozważaniu ewentualnych świadczeń niemieckich, płatnych w dewizach. Świadczenia takie nie mogą w żadnym razie stanowić istotnej treści odszkodowań i dadzą się zastosować jedynie do niektórych rodzajów roszczeń. Nie należy dopuścić do sytuacji, w której świadczenia takie działałyby pobudzająco na niemiecki eksport”.

 

Skonkluduję zatem, że Państwo Polskie, tak zaraz po wojnie jak i dzisiaj, nie powinno walczyć jedynie o rekompensatę finansową. Efekt takiej rekompensaty może być bowiem taki jak obecnych funduszy europejskich, gdzie np. finansowanie rozbudowy infrastruktury dróg i autostrad przekształciło się w eliminację albo przejęcie przez firmy niemieckie i austriackie wielkich polskich firm budownictwa przemysłowego i drogowego, znanych np. z działalności w Iraku i Libii. Chodzi zatem o poprawę miejsca Polski w międzynarodowym podziale pracy jako samodzielnego podmiotu i podmiotową rolę firm polskich na międzynarodowym rynku globalnym, a nie jedynie „poprawione”, choć dalej uprzedmiotowione, miejsce w łańcuchu dostaw Niemieckiego Cesarstwa Przemysłowego. Ten temat został szerzej poruszony w publikacji Wydawnictwa Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych zatytułowanej: „Problem reparacji, odszkodowań i świadczeń w stosunkach polsko-niemieckich 1944–2004. Dokumenty” pod redakcją Sławomira Dębskiego i Witolda M. Góralskiego.

 

Co pan sądzi o innych niż finansowe formach odszkodowań? Jakie rodzaje rekompensat byłyby w polskim interesie, a jednocześnie byłyby do zaakceptowania i do zrealizowania przez państwo niemieckie?

 

Obawa, że całkowita spłata sumy szkód i strat wojennych doznanych przez „narody zjednoczone w koalicji antyniemieckiej” przekroczy możliwości  Niemiec, pojawiała się od początku stawiania tego problemu na wokandzie międzynarodowej, jeszcze w trakcie trwania wojny. W tym stanie rzeczy, jak utrzymywał Rząd Londyński, „tym większej wagi nabierała sprawa wysunięcia przez Polskę takiej koncepcji, która dawała możliwie największy udział w sumie świadczeń niemieckich”. Ale to nie Rząd emigracyjny był partnerem, jeśli w ogóle jakiś był, w negocjacjach w sprawie. Jak wiadomo , summa summarum, Polska nie dostała prawie nic, bo 1% ogółu ustalonych, chyba w Poczdamie, kwot. Problem samej obecnej zdolności Niemiec do wywiązania się z ciążących na nich „świadczeń” odszkodowawczych dla Polski właściwie znika, gdyż jakby szkód doznanych przez Polskę racjonalnie nie szacować i jakby one nie wydawały się niektórym ogromne – jak owe mylnie rzucone w przestrzeń publiczną „więcej niż bilion dolarów” - to wobec potęgi gospodarczej Niemiec stanowią one bardzo mały odsetek jej kapitałowej wartości. Nie ma zatem problemu, że Niemcy nie byliby w stanie zrealizować polskich roszczeń ze względów ekonomicznych. Pogląd co do zasadności innych niż finansowe form odszkodowań, i co do filozofii sprawy, wyłożyłem wyżej - explicite wyraża je punkt 6. rozdziału III cytowanych „Tez w sprawie odszkodowań gospodarczych od Niemiec”, który brzmi: „Roszczenia Polskie do Niemiec powinny być rzeczowo zharmonizowane z planem gospodarczym Polski, w szczególności z planem inwestycyjnym… oraz innymi postulatami w zakresie obrony Polski”. Tłumacząc to zdanie sprzed 75 lat „na dzisiejsze” powiemy, że roszczenia Polskie w stosunku do Niemiec powinny być rzeczowo zharmonizowane ze Strategią Odpowiedzialnego Rozwoju, będącą horyzontem realizacji wszystkich celów, która wykracza poza horyzont niejednej kadencji rządowej i trudno sobie wyobrazić nastanie rządów takich głupków, którzy chcieliby ją zarzucić. Zatem jeśli względy zarówno moralno-polityczne, jak i czysto gospodarcze nakładają na rząd Polski obowiązek domagania się, by Niemcy wyrównały nam następstwa swojej napaści (i obowiązek taki nałożył na rząd Polski Sejm uchwałą z dnia 10 września 2004 roku), a mamy liczyć jedynie na odszkodowania na zasadzie ex gratia, (dobrowolnie zaakceptowane przez rząd RFN i Niemców jako naród), bo ustalenie prawnych zobowiązań jest niemożliwe z powodu nikczemności prawa, to możliwa ścieżka dochodzenia roszczeń polega nie na przeciwieństwie ”reparacje czy symbioza”, ALE na powiązaniu: „reparacje, jako warunek symbiozy”. Taka zmiana akcentu upodmiotowi Polskę w sprawie, a kwestię kooperacji podporządkowanej interesom Niemieckiego Cesarstwa Przemysłowego zamieni w kooperencję - kooperację połączoną z konkurencją na rynku i o rynek suwerennych podmiotów gospodarczych, z aktywną rolą Polski i Trójmorza w strukturze Unii Europejskiej. Bez polegania na implicite antyamerykańskim trójkącie weimarskim, z „gwarancjami” Francji, na których wspomnienie sprzed 80 lat „trwoga przeszła każdego musi ogarniać i śmiech pusty na przyszłość”.

 

A w jaki sposób można przełożyć to na szczegóły?

 

Gdyby dalej rozwijać szczegóły dotyczące formy rekompensat, to w nawiązaniu do wyżej wymienionej idei Ministerstwa Prac Kongresowych o przejmowaniu niemieckich praw i tytułów majątkowych, patentów i licencji, laboratoriów i innych urządzeń techniczno-badawczych, trzeba by oczekiwać, że w ramach świadczeń ex gratia, rząd niemiecki wykupi i przekaże Polsce udziały określonych niemieckich przedsiębiorstw w takich proporcjach, w jakich pozostaje obecna wartość zniszczonego przez Niemców polskiego kapitału rzeczowego i ludzkiego do obecnej wartości przemysłowego kapitału Niemiec. I w ramach wspierania reindustrializacji Polski i wdrażania jej w nowoczesne strategie rozwojowe namówi „Volkswagen” do przekazania swoich patentów elektromobilności np. „Cegielskiemu”, przyłączając się do realizacji jednego ze haseł Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju.

 

Najcenniejszym kapitałem jest kapitał ludzki. Niemcy planowo mordowali polskie elity, co spowodowało nasze zacofanie cywilizacyjne.

 

Trzeba rozumieć, że szczególnym warunkiem spełnienia się postulatów o poprawie miejsca Polski w łańcuchu dostaw na rynku globalnym są właśnie odszkodowania odbudowujące kapitał ludzki, ten najbardziej zdemolowany przez Niemców przez bezpośrednią Zagładę –przez zmniejszenie liczby ludności, tępienie warstw przodujących, wstrzymanie na lata nauczania (pod karą śmierci za tajne jego prowadzenie). Nikt z nagła nie przywróci Polsce wymordowanych w latach 1939-1942, w Inteligent Action, AB Action, itp., wyższych warstw społecznych i obywateli Polski wyznania mojżeszowego z ich relatywnie „nowocześniejszą” strukturą społeczno-zawodową (duży udział kupców a znikomy robotników rolnych). Niemcom potrzebny był tylko prosty lud roboczy do niewolniczej pracy. Tym większa byłaby obecnie zasługa Niemiec, gdyby w ramach rekompensaty za te zbrodnie czynili inwestycje w polską naukę i kształcenie kadr i pomagali rządowi polskiemu - po raz pierwszy od 30 lat myślącemu kategoriami interesu gospodarczego Polaków -  wyrwać się z (wylansowanego  na początku polskiej transformacji przez ówczesnego ministra ds. przekształceń własnościowych, a potem uznanego komisarza europejskiego, Janusza Lewandowskiego)  opierania rozwoju Polski na „taniej sile roboczej”. Ich zasługa byłaby tym większa, im więcej mamy dowodów na zaniedbanie sfery nauki i kształcenia od czasów E. Gierka do dzisiaj, że  już nie wypomnę tego, który mówił, że „lepiej inwestować w beton niż w polskich uczonych”.

 

Słowo „kapitał” pochodzi od łacińskiego „capita” – głowa i aby powstał kapitał rzeczowy, aby poprawiało się miejsce „w łańcuchu dostaw”, najpierw ludzie muszą zdobyć wiedzę i umiejętności - musi powstać w głowach „kapitał ludzki”. Na polu przekazywania wiedzy Polakom, Niemcy jakieś małe dokonania już mają, np. w postaci stypendiów DAAD. Tyle, że trzeba tu nie 100 stypendiów rocznie ale 100 000 - 200 000, z odpowiednimi programami i klauzulami. Wszak idzie o kształcenie i wiedzę ”na całym świecie”: na uniwersytetach europejskich i amerykańskich, i na polskich też, ale zasilonych kadrą na odpowiednim poziomie z Niemiec, w tym polskimi młodymi uczonymi, których dziesiątki tysięcy pracuje na zagranicznych uczelniach (porobiwszy tam doktoraty w ucieczce przed zdemoralizo-wanymi klikami polskiej nauki, przyznającymi profesury tylko podobnie sobie myślącym). Symbolicznym zrealizowaniem takiej formy rekompensaty ex gratia mogłoby być sfinansowanie przez Niemcy wielkiego amerykańskiego campusu uniwersyteckiego na Polu Mokotowskim, albo przestrzeniach Bemowa. Idzie o proces „tworzenia twórców i innowatorów” polskiego kapitału i menagerów polskich przedsiębiorstw, albo chociaż menadżerów w polsko-niemieckich przedsiębiorstwach z udziałami oddanymi Polsce i Polakom w ramach odszkodowania za wyrządzone krzywdy. Nie potrzebujemy zatem rekompensaty finansowej, „jako tytułu do kapitału”. Potrzebujemy samego kapitału - a finansami niech nawet sami Niemcy gospodarują (bo i pewnie zrobiliby to lepiej – przy jasnych, obiektywnych kryteriach - niż nasi „politycy”).

 

Mamy też z kolei wielu prześmiewców, którzy mówią, że gdyby nam Niemcy dali TYLE PIENIĘDZY, to moglibyśmy przez trzy pokolenia „jeść, pić, lulki palić i nic nie robić”. Nie, nie tak. I rzecz nie w tym „na ile by to starczyło”. Rzecz w tym, aby poprzez system i formę odszkodowań rozbudowany został kapitał rzeczowy i ludzki jako baza trwałego rozwoju Polski i jej zdolności do światowej „kooperencji”. I nie chodzi o to, aby brać pieniądze, za które my, robiąc zakupy, rozwiniemy dalej kapitał i firmy niemieckie, tak jak to robimy od trzydziestu lat europejskimi funduszami strukturalnymi.

 

Padają różne kwoty, które Niemcy są winni Polsce za zniszczenia wojenne i mordy na naszych obywatelach. Czy pokusiłby się pan o oszacowanie sumy należnej Polsce? A może wyliczył pan taką kwotę?

 

Rzeczywiście padają różne kwoty. Począwszy od pierwszych poważnych i metodologicznie dopracowanych, ale siłą faktu przybliżonych (bo przecież trwała wojna w ogóle, a Powstanie Warszawskie w szczególności) oszacowań, zrobionych we wrześniu 1944 przez Ministerstwo Prac Kongresowych w Londynie, a skończywszy na ostatnio „zaadaptowanej” przez obieg publiczny kwocie 850 mld dolarów. Kwota ta krąży nie bacząc, że już na pierwszy rzut oka wydaje się ona niezwykle niska wobec ogromu zniszczeń materialnych i potworności zbrodni dokonanych na ludności polskiej. Zwłaszcza w porównaniu z 300 mld euro, których żąda Grecja z tytułu wymuszonych przez Niemców na Grekach „kredytów hipotecznych”, do dzisiaj im niespłaconych. Byłoby oczywiście nadmierną śmiałością, gdybym oto miał sam pokusić się o oszacowanie „sumy należnej Polsce”, którą lepiej nazwać obecną wartością w cenach obecnych strat ludzkich (kapitału ludzkiego) i materialnych (kapitału rzeczowego) zadanych Polsce przez Niemcy w wyniku wojny i okupacji. Podejmuję się zatem jedynie wnieść ważne poprawki, raczej technicznej i definicyjnej natury, do metodologicznie solidnych obliczeń wykonanych w ciągu dwu lat badań (1945 – 1947) przez zespół pracujący w Biurze Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów w Warszawie, owocem pracy którego było wymienione na początku „Sprawozdanie w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939 -1945” opublikowane w styczniu 1947 r. Z tego opracowania wywodzi się wymieniona wyżej i krążąca w obiegu publicznym kwota 850 mld USD i to jej korekty się podejmuję odwołując się do opracowań źródłowych leżących u podstaw tego opracowania.

 

Skąd wzięła się kwota 850 miliardów dolarów?

 

Otóż kwota 850 mld dolarów (od roku 2017 podawana z uporem godnym lepszej sprawy) jest równoważna, jako „po waloryzacji” ze względu na inflację, podanej przez Biuro Odszkodowań Wojennych w roku 1947 kwocie strat wojennych Polski, wynoszącej 258,4 mld zł, co odpowiada kwocie ponad 48,75 mld USD. Gdzie „straty zostały obliczone na dzień 09.05.1945 r.”, to jest na dzień zakończenia wojny, a „miernikiem strat był złoty według wartości z dnia 01.09.1939 r. Dodajmy, że 11 marca 2019 r. na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Odszkodowań padła na nawo zaktualizowana, bo na rok 2018, kwota 866 mld dol. Jednakże tak policzona wielkość oznacza jedynie, że gdyby Niemcy wypłaciły tę kwotę, czyli 48,75 mld USD,  Polsce 9 maja 1945 r., to by znaczyło, że wypłaciłyby WTEDY Polsce kwotę równą dzisiaj (na 2018 r.) 866 mld dolarów, co wynika z inflacyjnej deprecjacji wartości dolara w tym czasie. ALE WTEDY NIE WYPŁACIŁY. Gdyby zaś były wypłaciły, to kwota ta pracowałaby do dzisiaj tak jak reszta kapitału Polski i to co wypracowałaby do dzisiaj świadczy dopiero o jej obecnej wartości, na tej samej zasadzie, na jakiej realna wartość kapitału ulokowanego na dany procent przed laty w banku jest realnie większa od jego wartości na początku okresu.

 

„Aktualizacje” wymienione w wywiadzie i podawane w komunikatach z posiedzeń Parlamentarnego Zespołu zawierają trzy błędy. Dwa o charakterze techniczno-rachunkowym, co wprawnym okiem widać „od razu” i jeden merytoryczny, do którego odkrycia potrzeba głębszego wczytania się w tabele i definicje obliczeń podane w wymienionym Sprawozdaniu Biura Odszkodowań Wojennych.

 

Jakie to błędy?

 

Pierwszy błąd o charakterze rachunkowym to niepoprawne zastosowanie deflatora CPI do aktualizacji danych ze względu na inflację od momentu, w którym dokonano rachunku (tzn. 9 maja 1945 roku, ale dalej w obliczeniach, dla uproszczenia, operuję datą 1946) do chwili obecnej (koniec 2018 r.), w odniesieniu do wartości strat, które zawierają nie tylko dobra konsumpcyjne.

 

Drugi błąd, o poważniejszym ciężarze gatunkowym, to nieuwzględnienie wzrostu realnej wartości kapitału w czasie od momentu rachunku strat do chwili obecnej, który miał miejsce niezależnie od tego czy inflacja zachodziłaby czy nie.

Trzeci błąd, który odkrywamy dopiero po wczytaniu się w prezentację Biura Odszkodowań Wojennych, polega na zastosowaniu niepoprawnego wariantu definicji ekonomicznej wartości człowieka w odniesieniu do osób zgładzonych w latach wojny. Wartość osób zgładzonych BOW utożsamia bowiem z różnicą między skapitalizowanymi „przyszłymi” dochodami a skapitalizowaną przyszłą konsumpcją tych osób. Tak jednak definiuje się nie wartość człowieka w ogóle, a jedynie wartość ewentualnego odszkodowania przysługującego wdowom i sierotom po zabitym. Ekonomiczną wartość człowieka definiuje się - od zawsze, a na gruncie teorii ekonomii od czasów „Arytmetyki politycznej” Pettiego z XVII w., z całym szeregiem późniejszych uściśleń rachunku - jako właśnie skapitalizowaną w momencie  rachunku wartość całkowitych przyszłych dochodów jakie dana osoba osiągnęłaby do końca życia, gdyby nie była zabita.

 

Można taką wartość wyliczyć?

 

Zastosowanie prawidłowej definicji ekonomicznej wartości człowieka do rachunku ekonomicznej wartości strat ludzkich przy tych samych danych liczbowych, na których opierały się szacunki strat podane w „Sprawozdaniu” BOW podnosi wyliczoną na 09.05.1945 r. ogólną wartość strat zadanych przez Niemcy Polsce do kwoty ponad 327 mld złotych w cenach z 1938 r. (wobec podanej przez BOW w „Sprawozdaniu” kwoty 258,4 mld zł.), co przy kursie 5,3 zł/USD równa się sumie 61,71 mld USD. To zaś tłumaczy się na obecną, tzn. w roku 2018, wartość tych strat w cenach obecnych równą 9,595 bln USD, wyprowadzoną z faktu, że kapitał, gdyby nie był utracony, pracowałby od 1946 r tak jak gospodarka Polski w średnim powojennym tempie wzrostu wynoszącym 3,37%, „oczyszczonym” z nadzwyczajnego tempa wzrostu z lat odbudowy 1945-1949. Tak zatem, mój wkład w szacunek szkód wojennych zadanych Polsce przez Niemcy jest stosunkowo skromny – poza korektą techniczną ze względu na wartość pieniądza w czasie, uwzględniłem wartość kapitału ludzkiego obliczoną przez BOW wg dochodów całkowitych, a nie według „nadwyżki ponad konsumpcję własną zabitych”.

 

Ile będzie wynosić wymieniona wielkość utraconego kapitału ludzkiego i rzeczowego?

 

W takiej sytuacji strata rocznego PKB wynosi około 1,2 bln złotych. Innymi słowy, gdyby nie zniszczony przez Niemców w ciągu wojny i okupacji kapitał ludzki i rzeczowy to PKB Polski wynosiłby w roku 2018 około 3,4 bln złotych a nie około 2,1 bln zł i odpowiednio więcej w przeliczeniu na głowę mieszkańca (do dokładniejszych oszacowań potrzeba by wnikać w procesy demograficzne, co odkładam na bok) gwarantując nam poziom nieco przewyższający średni dla Unii Europejskiej (liczony wg parytetu obecnej siły nabywczej), który teraz właśnie stawiamy sobie za pierwszy próg celu w dążeniu do zamożności.

 

Przeliczając wartość PKB Polski w roku 2018 na wartość kapitałową Polski, z zastosowaniem rentowności polskich obligacji 10-letnich jako miary „realnej stopy dyskonta”, równej w przybliżeniu 2%, można powiedzieć, że wymieniona obecna wartość zniszczonego przez Niemców kapitału ludzkiego i rzeczowego stanowi około 33-34% obecnej wartości kapitałowej Polski i zachowując proporcje – około 4,8% obecnej wartości kapitałowej Niemiec. Jak więc widać i co wyżej sugerowałem, obecny ciężar rekompensaty szkód wyrządzonych Polsce, jest dla obecnych Niemiec co najwyżej „zauważalny”.

 

Już bardziej samodzielnie ośmielam się pokusić się o globalny rachunek i clearing trójstronny strat poniesionych przez Polskę wskutek wojny i okupacji w latach 1939-1945. Aby tego dokonać trzeba odwołać się do elementarza teorii ekonomii wyprowadzającego wartość kapitału z wartości dochodu jaki przynosi, a śmiałość bierze się z analogii praktycznie dokonanego dla Anglii już 250 lat temu przez Wiliama Pettiego rachunku wartości kapitału i strat, wynikłych z „odchodzenia ludzi na służbę obcym księciom”.

 

Co należy wziąć pod uwagę prowadząc rachunek globalnych strat wojennych?

 

Trzeba najpierw zauważyć, że Polska w 1939 roku była państwem o powierzchni wynoszącej 389,7 tys. km kw. i szacunkowo 35,2 mln ludności. Polska wyłoniła się z pożogi wojennej jako państwo o powierzchni 311,7tys km kw. i 23,9 mln ludności wg spisu z lutego 1946r. Straciła zatem 20% powierzchni oraz bezpośrednio około 11,3 mln, tzn. 32,1% ludności, z której część  (około połowa) została wymordowana przez obu okupantów, część natomiast, mówiąc językiem Wiliama Petty’ego,  została zagarnięta „na służbę obcym księciom”, a część rozproszyła się po świecie zarówno wbrew swej woli jak i dobrowolnie. Do tego trzeba by doliczyć liczbę utraconej ludności z powodu wymordowania przez Niemców potencjalnych rodziców i antynatalistycznej polityki (m.in. aborcja na żądanie - tak jak teraz chce Wiosna i SLD) prowadzonej wobec tych , którzy w czasie okupacji żyli i wojnę przeżyli. A mowa tu o przynajmniej o 1,25 mln osób (wg BOW), gdy chodziłoby tylko o „ziemie dawne”, do 2,67 mln, wg Wysockiego, gdy mowa o przedwojennej liczbie ludności w Polsce w ogóle.

 

Został zagrabiony i zniszczony ogromny majątek rzeczowy, zostały utracone miasta i wsie, infrastruktura, przemysł w takim stanie w jakim był w okresie prosperity, w roku 1939, na ziemiach „odstąpionych” Związkowi Radzieckiemu. A zostały pozyskane miasta, wsie, infrastruktura i przemysł w takim stanie ruiny w jakim były 9 maja 1945 roku na piastowskich „Ziemiach Odzyskanych” na zachodzie i „Nowych” na północy.

 

Przed podaniem ostatecznych wyliczeń słowa komentarza wymaga pojęcie wartości majątku/kapitału (rzeczowego, ludzkiego i ziemi) „w takim stanie, w jakim był tuż po wojnie”. W sposób naturalny przyjmujemy, że dochód przynosił i wartość, dlatego posiadał majątek „gotowy do użycia” po zakończeniu działań wojennych. Ten, który był zdekompletowany, zniszczony i nie mógł być uruchomiony również z powodu braku kapitału ludzkiego, a więc nie przynosił dochodu, wartości nie miał, albo miał w takiej części w jakiej mógł być uruchomiony „od razu” i od razu przynosił dochód częściowo odpowiadający jego częściowej wartości. Tak czy inaczej i w takiej czy innej części przynoszony dochód zaświadczał o wartości kapitału jaki go przynosił.

 

Dochód narodowy Polski za rok 1945 w granicach powojennych był równy 38,4% jego poziomu z roku 1938 w granicach przedwojennych, a za rok 1946, 48% poziomu  przed-wojennego.

 

Za podstawę wartości kapitału, jaki był „gotowy do użycia” po wojnie, przyjmuję średni  poziom PKB z lat 1945 - 1946 w stosunku do roku 1938, ważony liczbą miesięcy od formalnego zakończenia wojny – 8 dla roku 1945 i 12 dla roku 1946. Jest to rachunek ostrożny, zapewne niedoszacowujący wielkości strat doznanych prze Polskę wskutek wojny, bo oparty, o założenie, że jeśli „coś” było gotowe do eksploatacji i zatrudnienia w momencie zakończenia wojny, to było w ciągu tych 20 miesięcy, od maja 1945 do grudnia 1946, uruchomione i faktycznie odzwierciedla wartość kapitału niezniszczonego przez wojnę. Zawyża to zapewne wartość łącznego kapitału Polski „tuż po wojnie” i zaniża jego utraconą wskutek wojny wartość, ale pozwala twierdzić, że „z pewnością” kapitał Polski wyłonionej z wojny w roku 1945 był nie większy od oszacowanego w oparciu o takie założenie. Nie był większy, gdyż w latach 1945-1946 były przecież prowadzone prace odtworzeniowe i realokacja ludności i już wtedy część dochodu była wytworzona dzięki właśnie owym pracom odtworzeniowym i dokonaniom realokacyjnym, a nie wynikał ze  stanu w jakim majątek  pozostawał tuż po wojnie. Jasne, że kolejne przyrosty dochodu społecznego, w kolejnych latach po 1946, nie spadły z powietrza jako dar extra z tego samego majątku, w stanie w jakim był tuż po wojnie, lecz były efektem kolejnych nakładów odtworzeniowych – tak jak w „trzyletnim planie odbudowy”- i dlatego odzwierciedlały przyrost wartości kapitału z tytułu nakładów odtworzeniowych i realokacyjnych, a nie wartość kapitału w takim stanie w jakim był tuż po zakończeniu wojny.

 

Oparłszy się o wymienione, bezsporne dane znajdujemy, że globalna wartość utraconego wskutek wojny kapitału rzeczowego, ludzkiego i ziemskiego wynosiła, „na dzień 9 maja 1945 r.” 503,1 mld zł w cenach 1938 i równała się zatem 94,92 mld USD, wobec kursu 5,3 zł/USD. Przy zastosowaniu tego samego mechanizmu i parametrów przeliczenia jak wyżej na wartość obecną, wobec kursu 3,78 zł/USD,  kwota ta przekłada się na 15,1 bln USD w roku 2018.

 

Te prawie 10 bilionów dolarów to całkowita i ostateczna kwota?

 

9,6 bln USD obecnej, na rok 2018, wartości strat zadanych Polsce przez Niemcy i 15,1 bln USD strat globalnych w kapitale ludzkim, rzeczowym i ziemskim, bez liczenia wartości zniszczonych i zagrabionych dóbr kultury i majątku finansowego zagrabionego bezpośrednio z systemu bankowego Polski, są oszacowaniami ostrożnymi, „minimalnymi”. Domknięcie rachunku strat wymagałoby bowiem jeszcze uwzględnienia, hipotetycznego stanu w jakim kraj znajdowałaby się w roku zakończenia wojny, gdyby nie było wojny. W przypadku Polski w II wojnie światowej, oznacza to, że do wartości kapitału zniszczonego i zagrabionego należy dodać jeszcze wartość kapitału rzeczowego niewytworzonego, który byłby powstał, gdyby nie wojna i okupacja – wraz z ekonomiczną wartością dzieci nienarodzonych, które narodziłyby się gdyby nie zostało wymordowane pokolenie potencjalnych ich rodziców. Takie potencjalne stany łatwo się identyfikuje przyjmując proste i niebudzące wątpliwości założenia o kontynuacji trendów przedwojennych. Uwzględnienie wymienionych potencjalnych strat podnosi bilans ogólny obecnej wartości strat liczonych na rok 2018 do kwoty 17,3 bln USD, a strat zadanych przez Niemcy do sumy 11,2 bln USD. Taką też liczbę – mówiąc słowami ministra Jacka Czaputowicza - należy najpierw położyć na stole w negocjacjach o metody wywiązania się Niemców z realizacji reparacji szkód, które Polsce wyrządzili.

 

Wreszcie można pokusić się o przestawienie clearingu trójstronnego uwzględniającego wartości zadanych strat i wartości ziem utraconych w takim stanie w jakim były w 1939 i wartości ziem przyłączonych w takim stanie w jakim były 9 maja 1945 r.

 

Powtórzmy: było suwerenne Państwo Polskie w roku 1939 o powierzchni 389,72 tys. km kw. i 35,2 mln ludności i ze swoim majątkiem ziemskim, rzeczowym oraz ludzkim, wypracowało w roku 1938, w ówczesnych granicach, dochód narodowy wynoszący 18 mld złotych, co równało się kwocie 3,4 mld USD wg kursu 5,3zł/USD; wyłoniło się z pożogi wojennej w roku 1945 niesuwerenne Państwo Polskie o powierzchni 311,7 tys. km kw. i ludności liczonej na 23,9 mln., z kapitałem rzeczowym, ziemskim i ludzkim ocalałym z pożogi, które wytworzyło w latach 1945/46, na tym majątku i w stanie w jakim ten znajdował się po wojnie, dochód narodowy w wysokości 44,16% poziomu z roku 1938.

 

Dokonując bilansu wyrządzonych Polsce szkód z wartością ziem pozyskanych na zachodzie i północy, w takim ich stanie w jakim były w „momencie” ich przejęcia, posłużymy się tą samą metodą i tymi samymi liczbami jak przy wyżej przeprowadzonym szacunku strat wojennych w ogóle, przy założeniu, że dochód narodowy w roku 1945/46, a więc odpowiadający tej wartości kapitału ludzkiego, ziemskiego i rzeczowego jaki był „gotowy do użycia” po wojnie, był wytworzony na ziemiach przyłączonych w takiej proporcji, jak miała się powierzchnia tych Ziem do reszty Polski, a więc 33%. Ta miara – w porównaniu z innymi, np. proporcjami zaludnienia, które merytorycznie zasadniej mogłoby by być tu uznane za wskaźnik udziału w wytworzonym PKB, a stąd w kapitale - zawyża raczej wartość kapitałową tych Ziem w „momencie” ich przejęcia. Powtarzając tę samą metodę wyprowadzenia wartości kapitału z wartości dochodu znajdujemy, że obecna, liczona w cenach bieżących i bieżącej wartości dolara, wartość kapitałowa Ziem Odzyskanych i Nowych „tuż” po wojnie wobec ich stanu zniszczenia, dewastacji i braku kapitału ludzkiego, sięgała 3,9 bln USD. To oznacza, że bilans strat na szkodach wyrządzonych Polsce przez Niemców i zysków z przyłączenia ziem na zachodzie i północy, w takim stanie w jakim były po wojnie, był ujemny dla Polski. Mianowicie 9,6 bln. USD zadanych szkód wobec 3,9 bln wartości ucieleśnionej w ziemiach przyłączonych. Rachunek ten siłą rzeczy uwzględnia fakt, że w okresie od maja 1945 do grudnia 1946 na ziemiach przyłączonych było zatrudnionych jeszcze tysiące Niemców, którym nie zezwalano wyjeżdżać ze względu właśnie na ich kwalifikacje potrzebne do uruchomiania zakładów przemysłowych. Ogólnie Polska gospodarka straciła na zastępowaniu wyjeżdzających Niemców przyjeżdżającymi repatriantami ze wschodu, gdyż możemy wyliczyć – jakkolwiek nie byłoby to moralnie trudne do zaakceptowania - że w kategoriach ekonomicznych (biorąc pod uwagę wartość PKB na głowę we wschodnich Niemczech i wschodniej Polsce przed wojną)  jeden Niemiec opuszczający Polskę był o wiele więcej wart od napływającego polskiego repatrianta ze wschodu.

 

Z drugiej strony - różnicę między stratami ogólnie doznanymi przez Polskę w wysokości 15,1 bln USD, a zadanymi przez same Niemcy w wysokości 9,6 bln USD można interpretować jaką obecną wartość utraconego majątku ludzkiego, rzeczowego i ziemskiego na wschodzie w wysokości 5,5 - 6,1 bln USD. Z tego wynika, że bilans "wymiany" ziem wschodnich o powierzchni 180,7 tys. km kw. "odstąpionych" Związku Radzieckiemu (w takim ich stanie prosperity w jakim były w dniu wybuchu wojny 01 września 1939 r.) za "znaczącą rekompensatę na Zachodzie i Północy" o powierzchni 102,7 km kw. (w takim stanie ruiny w jakim były w dniu 09 maja 1945 r.) jest też dla Polski ujemny. Łącznie na samej "wymianie" ziem Polska netto straciła majątek rzeczowy i ludzki o obecnej wartości 1,6 - 2,2 bln USD.

 

 

 

[1] Ryszard Domański jest profesorem SGH i INE PAN, autorem programu badań nad stratami wojennymi Polski dla Parlamentarnego Zespołu ds. Odszkodowań od Niemiec za straty zadane Polsce

Fundacja 

Marki 

Polskiej

im. prof. Witolda Kieżuna

Kontakt

KONTAKT

 

Fundacja Marki Polskiej im. prof. Witolda Kieżuna

 

ul. Bracka 20

00-028 Warszawa

 

tel.  508 387 872

email:  biuro@fmarkipolskiej.pl

 

Konto bankowe:

mBank    56 1140 2004 0000 3702 7834 2452

 

© 2019 Fundacja Marki Polskiej im. prof. Witolda Kieżuna. Wszelkie prawa zastrzeżone.